Droga do siebie - cz. 2

W tworzeniu i odkrywaniu siebie na nowo, bardzo dużą a nawet kluczową rolę odegrali ludzie. Zarówno ich wsparcie jak brak. Czemu ludzie? Bo na początku to oni wierzyli we mnie i w to co robię bardziej niż ja sama. Z czasem nabierałam coraz więcej wiary w siebie, ale przy każdej krytyce lub sytuacji nie sprzyjającej miałam wahnięcia, raz większe raz mniejsze. Pisząc ten tekst mogę powiedzieć, że już nie polegam całkowicie na opinii ludzi z zewnątrz. Zajęło mi to 5 lat, a może nawet i dłużej jeśli wliczę to terapie, które odbyłam wcześniej i stały się fundamentem tworzenia swojej samooceny i poczucia wartości.

Na swojej drodze napotkałam zarówno dobrych wspierających ludzi jak i tych którzy albo nie pomagali a ja od nich tego oczekiwałam (ah te zgubne oczekiwania) albo wręcz podcinali skrzydła. Osoby, które wierzyły we mnie jak i te które do tej pory nie widzą sensu w tym co robię. I tak jak piłeczka ping pong miotałam się między otaczającymi mnie ludźmi. Ying i yang raz dobre spotykały mnie rzeczy a raz przykre ze strony bliskich mi osób. Wszystko to bardzo wpływało na mnie, na moją samoocenę, ale również na to co robię (mandale, warsztaty). Czasami bywało to jak w tańcu krok do przodu, krok do tyłu i kręcenie się wkoło własnej osi. Walka z otoczeniem o akceptacje tego robię, co chcę robić, jak chcę żyć, bardzo dużo energii na to poświęcałam za dużo w stosunku do realizacji moich marzeń.

Z czasem również zrozumiałam , że to tak naprawdę nie chodzi o mandale ani o to czy to się komuś podoba czy nie, przecież każdy ma prawo do odmiennego gustu i dla mnie jest to ok, mnie też nie podobają się  wszystkie obrazy. I mam do tego prawo. Więc o co chodzi?

Drogą dedukcji doszłam do tego, że to chodzi o zmiany, o to że ja się zmieniam cała a ta cała zmiana pokazuje coś innym ludziom. I znowu się odniosę do tego co często powtarzam, że każdy widzi to co w sobie nosi. Ci co wspierali bezinteresownie noszą po prostu dobroć w sobie a ta druga grupa ..?... no właśnie wygląda to tak trochę jakby tak druga grupa widziała swoje braki. Brak umiejętności wyrażania swoich emocji i opinii w konstruktywny sposób powoduje, że łatwo jest kogoś urazić a nawet zranić swoimi słowami. Co ja robię nie tak, że dostaję strzały od osób i to często mi bliskich a przynajmniej tak myślałam, że są bliscy (okazuje się, że długość znajomości nie kwalifikuje do pozycji bliskości). Pokazuje, że się da, ze można, ze wystarczy chcieć, zebrać tyłek i ruszyć do działania. Często miałam taka tendencje ze łaziłam i marudziłam, ze to nie wychodzi, to jest złe etc., ale w ostateczności jak już znudziło mi się bycie w roli ofiary przechodziłam do konkretnego działania.

Często słucham wywiadów w których ludzie mówią, że są wdzięczni tym którzy w nich nie wierzyli czy podcinali skrzydła bo to ich motywowało do jeszcze cięższej pracy, żeby im udowodnić, że im się uda. Szczerze, dla mnie jest to kiepska motywacja i nie zdająca rezultatu na dłuższą metę. Moim zdaniem to wewnętrzna motywacja prowadzi nas do osiągnięcia długotrwałego sukcesu. To co robię to robię dla siebie i nie mam potrzeby nikomu nic udowadniać.

Im bardziej zaczynasz sobie ufać, tym mniej interesuje cię opinia innych ludzi. W ostateczności to my sami dajemy sobie prawo do bycia, do zasługiwania, do bycia takimi jakimi chcemy, do realizowania siebie i swoich marzeń. Niby jest to oczywiste , że nikt nie przeżyje naszego życia za nas więc powinno nam się łatwiej podejmować decyzje odnośnie nas samych, ale trzymają nas rożnego rodzaju programy, lojalność wobec rodziny, nasze ograniczenia. Każdy z nas ma wolną wolę, ale nie każdy jest gotów aby z tego przywileju skorzystać.

Facebook